Skocz do zawartości

Wychodzę z długów - droga przez mękę i przestroga na przyszłość.


wilq78

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

do napisania tego postu zainspirował mnie inny wątek w tym dziale p.t. "Udało mi się całkowicie wyjsc z długów".

 

tak jak "Szum Morza" mam podobną historię. Nie wiem po co to w sumie piszę - chyba jakaś forma oczyszczenia mi jest potrzebna. Pochodzę z biednej rodziny, dlatego całe życie "chciałem mieć". Nazywam to syndromem biedy - że musisz sobie udowadniać coś - no właśnie - co? że liczy się tylko żeby mieć więcej, lepiej, żeby pokazać innym. Teraz wiem już że to totalna głupota i droga donikąd i prędzej czy później człowiek obudzi się z ręką w nocniku. Mam nadzieję że ktoś to może przeczyta i nie popełni takich głupich błędów jak ja.

 

Wszystko zaczęło się ok 10 lat temu, gdy mając gównianą pensyjkę w kiepskiej robocie po studiach trafiła mi się okazja do wyjazdu za granicę. Jako że jestem typem dosyć "niezależnym" udało mi się po pewnym czasie tak zrobić że pracowałem zdalnie w Polsce czerpiąc zarobki na poziomie średniej pensji angielskiej. Parę lat temu było to sporo kasy. Prowadziłem tu sobie działalność gospodarczą i szło wszystko nieźle. Można by powiedzieć ze złapałem pana boga za nogi. Teraz jak patrzę z perspektywy czasu, to wszystko szło na życie, konsumpcje. Mój standard życia poprawił się niesamowicie. Stać było mnie żeby latać samolotami po europie, wycieczki na inne kontynenty za paręnaście tysięcy, zakup coraz większej ilości sprzętu, ubrań, i szeroko pojętych towarów luksusowych. W tym samy czasie poznałem moją obecną żonę. Założyłem rodzinę i wszystko się przez jakieś 7 lat całkiem dobrze kręciło. Sporo klientów, sporo pracy. Po prostu raj. Nieliczenie się z wydatkami. Szliśmy na zakupy - cały kosz za 5-6 stów był normą wiele razy i wogóle nie czułem że wydaję takie kwoty. Oczywiście pojawiło się grono "znajomych", z którymi spędzałem czas głownie upijając się wieczorami ile wlezie i stawiając a to piwo, a to frytki.

 

 

Pułapka

 

Jako że kasa - podobnie jak alkohol lała się strumieniami, nie liczyłem się z konsekwencjami, a co najgorsze zabrakło refleksji nad tymi wydatkami. Dziś nie ma - jutro będzie. Po ślubie z moją żoną wszystko dosyć się uspokoiło i skupiłem się głownie na pracy i na rodzinie. Pojawiły się dzieci, a potem wydatki. Jako że byłem przyzwyczajony już do luksusu i chciałem aby żonie też niczego nie brakowało, gdy kończyła się kasa - zacząłem pożyczać. Na początek jakieś drobne sumy pare tysiaków. Miałem spore przepływy więc byłem dla banksterów wiarygodny. Telefon z banku czy chce podwyższyc limit na karcie - no chce - czemu nie - kasa się przyda. W porteflu coraz więcej róznych kart. Zawsze mnie kręciło jak jeden taki znajomy który miał kupe kasy chwalił się że ma złotą. Za pare miesięcy - ja też mam. A on że teraz to ma DinersClub. No to pare msc, zwiększenie dochodów - mam też. I tak z wieloma sprawami było. Nie że zazdrosciłem jak prawdziwy polak, ale chciałem po prostu równać w górę, zeby pokazać ze tez potrafię, że jestem najlepszy. Mimo ze kart było sporo, gotówki z czasem coraz mniej. W interesach też nie wiodło się już tak dobrze. a potrzeby były. No to szła kasa z karty kredytowej, z limitu odnawialnego. Dosyć szybko zrobiło się tak że wydatki typu odsetki i raty stanowiły dosyć sporą część moich dochodów. Jednocześnie przez te pare lat udało się troche kasy odłożyc, a to w złoto, a to w srebro, a to w jakies poduszki finansowe. W szafce trzymałem pare tysięcy czasami (tak na czarną godzinę). 3 lata temu kupiliśmy nowa fure bo zawsze taką chciałem mieć - niewypierdzianą przez Helmuta z Reichu tylko moją własną. Trochę przybrakło kasy, więc spieniężyłem całe złoto. fura warta ok 100 tys. wpłaciliśmy 1/4 - reszta na 3 raty. Przy moich ówczesnych dochodach i nieregularnych większych dochodach wydawało się to dosyć ok. Mogę teraz powiedzieć że 3 msc po zakupie auta miałem zadłużenie (bez reszty auta na poziomie ok 30 tys - więc nie dużo). łącznie z autem było ok 100 000. Niestety - pare miesięcy później odezwały się demony przeszłości i skarbówka ********** mi karę i odsetki za pewną sprawę o której nie będę tu pisac. Jako ze nie miałem wtedy już kasy na spłatę - zaczęła się panika. Musiałem szybko zorganizowac 40tys zł. Pozostało zapożyczyć się w banku. Przecież nie oddam swoich rzeczy na które cięzko pracowałem. Załatwiłem pożyczke - dzięki bogu byłem jescze wiarygodny i uratowałem dupę. Ale tak naprawdę płacę za to do dzisiaj. Straciłem w tamtym momencie całkowicie płynność finansową. Jako ze zaczęło brakować na zycie (spadek koniunktury, mniej zleceń) zaczęły pojawiać się problemy z regulowaniem rachunków. - więc kolejne dopożyczenia.

 

W pewnym momencie razem z autem miałem 200 tys długu. Od 2013 roku gdy to się stało - próbuję to wyprostować. Do teraz życie jest ciężkie, przez te 2 lata jestem wymęczony, wypalony zawodowo przez konieczność dłuższej pracy i użerania się ze wszystkim. Jest i dług, ale jest i potrzeba płacenia za bieżące sprawy, co zarobie to też przecież podatek. A zleceń już nie ma tyle co kiedyś, a druga sprawa że przez moje zmęczenie nie jestem w stanie już ogarnąć ich wszystkich. Błędne koło.

 

Mamy z żoną 4 dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym. 2 lata temu córki były bardzo chore i poszło na leczenie kupa kasy. Od tamtej pory cały czas mamy braki i nie możemy wyjść na prostą. Zaczęło się liczenie "ile mamy" przed wyjściem do sklepu, oglądanie każdej złotówki zanim wydasz, dylematy z czego zrezygnować. Znajomi tez jakoś zniknęli rzecz jasna. Ostatnie półtora roku jest naprawdę ciężkie. Naprawdę cięzko pracowałem, były dni że siedziałem w firmie po 18h. Ile tak się wytrzyma? Udało mi się zjechać z zadłużeniem do poziomu jakiegoś ~120 tys. więc i tak sporo. Co zarobione - szlo na długi. Były takie momenty że robiłem porządki w garażu, szopach i w domu żeby powywozić złom i mieć na obiad albo na kolacje dla dzieciaków.

 

Stałem się też wrogiem nr 1 w rodzinie - bo np matce na rachunki dam później - "a on przecież kapitalista to ma i nie chce dać". Po prostu byłem wysoko i spadłem z hukiem.

Przez to wszystko nabawiłem się problemów ze zdrowiem, nerwicy, przez pewien okres problemów z potencją. Tak jak w swoim poście pisze "Szum Morza" - mam traumę jak widzę listonosza. Ciśnienie mi skacze i później muszę się długo uspokajać.

 

 

Pokuta

 

Jakoś rok temu zacząłem się zastanawiać po co to wszystko. Im więcej zacząłem się zastanawiać i analizować to stwierdziłem że albo się za chwilę wykończę (zawał, wylew), albo się powieszę bo już nie wyrabiam. Ale przecież mam dzieci, żonę. Muszę walczyć. Sam w to nas wpakowałem. Zaliczyłem po drodze parę okresów depresji spowodowanych głownie totalnym zmęczeniem. Zwolniłem tempo. Zacząłem spędzać czas z dziećmi, widzieć je, rozmawiać z nimi a nie tylko "być w pracy". W imię czego? po co? żebym mógł kupić kolejny do niczego nie potrzebny gadżet? Wyszło też na jaw kto dobrze a kto źle życzy. Nie wierzę już w żadne męskie przyjaźnie. Gdyby nie moja żona nie wiem co bym zrobił. Ona ma w sobie tyle siły i ducha że gdyby nie ona to bym się stoczył na samo dno. Od czasu tej zmiany, spłaciłem kolejne paręnaście tysięcy. Zacząłem dbać więcej o siebie. Bieganie w lesie samemu jest czymś wspaniałym. Nabrałem dystansu do wszystkiego i miałem czas żeby poukładać sobie wszystko w głowie i zrobić plan "co dalej". Bardzo pomogła mi zmiana myślenia z typu "więcej więcej" na filozofię minimalizmu. Zrobiłem porządki w domu (może to wydawać się śmieszne ale ta metoda działa - zrobiłem porządek w swoim otoczeniu, odcięcie się całkowicie od fałszywych znajomych, wywalenie niepotrzebnych rzeczy, spora cześć posprzedawałem w internecie - dzięki temu wszystko co miało isc do kosza albo leżałoby w szafie i zbierało kurz pomogło pozbyć się długów. Zmieniłem też sposób pracy oraz działania. Pozbyłem się też "stałego źródła dochodu" -a była nią ta praca dla klienta w uk - wg mnie praca tam stała się dla mnie całkowicie stresująca, a po tylu latach wypaliłem się i potrzebowałem calkowitej odmiany. Comiesięczny wpływ paru tysięcy za cenę uwiązania - "uspił czujnośc" że tak powiem. Obecnie, jestem sam sobie panem, mam swoje projekty, swoich klientów, sam reguluję z kim kiedy pracuje. A i kreatywność wzrosła, bo trzeba wysilić mózgownicę żeby zarobić kasę.

 

W tych ostatnich miesiacach nękały mnie windykacje (np z vivusa). Kiedyś to bym "zesrał się ze strachu - bo komornik,windykacja,wezwanie przedsądowe" i człowiek jak dostanie taki "urzędowy" list to sie zaczyna pocić ze strachu. Ale nie taki diabeł straszny. Stałem się odporny na to. Nie odbierać telefonów (po co tłumaczyć się jakiejś panience w rozmowie ktora będzie na 100% nieprzyjemna i bardzo stresująca - można napisać maila do którego zachęcają a i tak nie idą na rękę. Dlatego ja przestałem odbierać telefony, nie reaguję na awizo - robię swoje i wpłacam ile można. W taki sposób pozbyłem się paru zobowiązań. Windykację straszą tym ze wpiszą cię do BIKu. No to niech wpisują przynajmniej nie będziesz więcej się zadłużać. Przecież mnie nie powieszą za to. A ja nie chowam głowy w piasek i nie uchylam się od spłacenia tego. Po prostu - nie mam teraz bo masa czynników no i co poradzę. I tak te liwiarze zarabiają na odsetkach i innych opłatach więc ja nie muszę się dodatkowo stresować. Polecam takie podejście. Do domu tez zadnej łajzy nie muszę wpuszczać. Mam takie wlasnie podejscie, bo wielkokrotnie miałem do czynienia z "glupimi pindami na infolinii z windykacji" i za kazdym razem był to jakis mega koszmar mimo ze mówiłem prawdę i proponowałem rózne wariany uregulowania zaległych kwot.

 

 

Mam obecnie jakieś 80 tys długu razem z autem. jak się uda to w tym miesiącu zjadę o kolejne 15 tys. a jak się wszystko uda to za 2 - 3 msc będę na ZERO z długami. Najważniejsze to nie zapożyczać się na spłatę innych długów. Banał ale często o tym się zapomina bo w strachu chcemy jak najszybciej pozbyć się problemu - a niestety wpadamy w jeszcze gorsze bagno.

 

Zawiódł zdrowy rozsądek, za duzo emocji, za mało chłodnej głowy i kalkulacji. Brak takiej inteligencji ekonomicznej. Teraz mogę powiedzieć ze zwrot jest o 180 stopni w tej materii. Jaki morał tej histori? Może to że zawsze trzeba liczyć tylko na siebie, jak jest "koniunktura" od razu odkładać połowę kasy na gorsze dni - zrobić sobie taką poduszkę finansową. I nie gonić za ****** wie czym bo i tak tego do grobu nie zabierzesz. Liczy się tylko twoja rodzina, żona, dzieci i żeby być zdrowym. Do pełni szczęścia potrzebuję jeszcze spłacić resztę tego długu i będę całkowicie wolnym człowiekiem.

 

 

Pozdrawiam, mam nadzieję że komuś przydazą sie moje "przemyslenia".

wilq

Odnośnik do komentarza

Na pewno przydadzą. Również wdepnąłem w bagno na własne życzenie i też muszę się ogarnąć bo inaczej się załamię. Mam żonę i syna. Nie zamierzam fundować im przykrego życia.Gdyby udało się cofnąć czas to postąpił bym inaczej. Chciałem przez chwilę poczuć się przy kasie,ale nie wyszło i muszę spijać piwo,które sam nawarzyłem.

Odnośnik do komentarza

Ciekawa jest ta Twoja opowiesc i wiele w niej prawdy. Uwazam, ze bardzo dobrze ze ja tu opisales. Tyle tylko, ze jak sie domyslam moral powinien brzmiec, ze nie warto kombinowac, bo pozniej... Mozna miec i skarbowke na glowie i zaplacic duze kary i Bog wie co jeszcze. Niestety tez siedze w dlugach po uszy, mam komornika i przyznam szczerze, ze wielu takich mlodych gniewnych spotkalem na swojej drodze, zreszta czasem i na forum takie osoby pisza. Fartnelo sie raz, drugi i piaty... Jest kasa, sa dobra materialne, fajne autko, nowy iphone, prestiz, krolowie zycia. A po latach gdy sie farta traci zaczynaja sie schody i niestety trzeba za bledy zaplacic, zazwyczaj bardzo wysoka kwote.

 

Pozdrawiam serdecznie i zycze wytrwalosci w wychodzeniu.

Odnośnik do komentarza

hej Taxi.Driver. Morał powinien brzmieć - nie pozyczaj. Chocby nie wiem co. Wg mnie jest to droga "na łatwiznę", - nie mam to co za problem, do banku i juz mam. Żadne konsolidacje, żadne przedłużanie. Ja obecnie czuję się jakbym czołgał się pod ostrzałem. Nie ma dnia bez parunastu telefonów, pare listów z ponagleniem w miesiącu. Ale przecież mnie nie zabiją za to. Fakt - jest to niezmiernie stresujące ale jedyne co moge zrobić to zacisnąc zeby i isc na przód i zarabiać kasę - nie pozyczać. Nie stać - nie kupuj. nie masz $ - zarób. Przeczytałem masę wpisów wczoraj na tym forum i większosc ludzi "szuka wlasnie tej prostszej drogi - gdzie pozyczyć na spłąte obecnych długów. Otóż oświadczam wam że w 100% wpakujecie się w jeszcze gorsze szambo. Obetnijcie koszty, sprzedajcie co macie, zaróbcie dodatkowo (nawet na kamerkach internetowych my z zoną tak kilka razy zrobilismy jak nie było na zycie - mogliśmy brać chwilówkę albo to) - ale nie pożyczaj. Byle tylko spłacić i być wolnym. i być mądrzejszym na przyszłość oraz przekazac te doświadczenie dzieciom żeby nie robiły takich głupot.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...