Skocz do zawartości

JAK PSYCHICZNIE PORADZIĆ SOBIE Z DŁUGAMI przekraczającymi nasze siły?


ZadłużonyO

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, jak większość tu zaglądających posiadam ogromne długi i co gorsze moje zarobki nie są wystarczające na ich spłacanie.

Moja sytuacja w porównaniu z innymi nie jest jakaś wyjątkowa i nie z takiego względu zakładam nowy temat.

Uważam jednak, że brakuje na forum dyskusji o radzeniu sobie z długami nie w sensie finansowym, a bardziej psychicznym...

Zatem przykro mi jeśli ktoś wszedł tu z nadzieją na jakieś rozwiązanie jak pozbyć się swoich długów oraz proszę o nie umieszczanie złośliwych komentarzy, że taki temat nic nie wnosi i nie rozwiązuje żadnych problemów.

 

Ale do rzeczy. Zastanawia mnie jak inni radzą sobie z funkcjonowaniem w tym żmudnym okresie życia... Od kilku lat nie potrafię normalnie funkcjonować. Mam wrażenie, że wszystko i wszyscy ludzie, którzy mnie otaczają, mijają, należą do jakiegoś innego świata, że wszystko postrzegają zupełnie inaczej. Już nie potrafię normalnie rozmawiać na takie różne zwyczajne tematy jak pogoda czy coś takiego...

 

Zresztą nie mam na myśli samych błahostek. Mam wrażenie, że nawet jakbym np. kierując samochodem zahaczył w jakiś słup i rozwalił przód to nic by się nie stało... do takiego stopnia martwią mnie jakieś zaległe zobowiązania o wiele poważniejsze...

 

Drażni mnie jak nie wiedząca o moich problemach rodzina rozmawia o jakimś "problemie" dotyczącym np. kilkuset złotych lub jakiejś zupełnie błahej rzeczy. Czuję się jakbym miał taki długi urlop od całego życia i spędzał go w jakimś piekle. Do tego dochodzi gdybanie o tym wszystkim co mija, co już nie wróci, co mogło się wydarzyć i jakby było jakbym nie wplątał się w te wszystkie problemy. Z tym poradziłbym sobie najłatwiej, gdybym był sam, bo co z tego, że mógłbym mieć coś materialnego gdyby nie wcześniejsze postępowanie skoro obecnie największym marzeniem jest znowu móc cieszyć się zwyczajnymi rzeczami, przyrodą...

No ale jak pomyślę ile mógłbym uczynić dla najbliższych za te pieniądze i jak spokojnie wyglądałoby życie mojej rodziny...

 

Drżę na dźwięk telefonu lub dzwonka do drzwi...

Unikam odbierania telefonu tracąc potencjalnych klientów...

To jest takie silne... jak jakaś fobia.

Nie potrafię myśleć i niczym innym, skupić się, rozluźnić, zrelaksować.

Mam uczucie jakby moją głowę wciąż ściskało jakieś imadło. Nie pamiętam już jak to jest wyspać się i obudzić się wypoczętym...

 

Czy tak musi być?

 

Czy musi tak być do czasu pozbycia się długów czy może macie jakieś sposoby na to aby już w drodze do lepszej jakości życia jakoś ulżyć sobie?

Mam niecałe 30 lat i wrażenie, że zanim poczuję się finansowo znów stabilny mogę być u schyłku życia... Więc muszę coś wymyślić, bo zwariuję...

Bo jak tak logicznie sobie pomyślę to niektóre z moich problemów istniejących np. 3 lata temu dzisiaj nie istnieją. Są jakieś nowe, ale to nie zmienia faktu, że jakieś rozwiązałem - a przecież przysparzały wszystkich tych samych trosk co te dzisiejsze.

Kilkadziesiąt przysparzających palpitacji serca telefonów w sprawie, której dzisiaj nie ma...

 

I czy warto było tak reagować?

Próbuję nastawić się, że o dzisiejszych problemach też kiedyś będę mógł tak powiedzieć dlatego wszelkie monity itp. powinny spływać po mnie...

Chcę się obudzić i dostrzec piękno życia, zwyczajnych rzeczy, spaceru z psem, do lasu...

 

Czasami zastanawiam się czy wypruwać flaki i spłacać jak najwięcej, nie mając czasem co jeść, chodząc wiele kilometrów kiedy auto przestaje jechać z powodu braku paliwa itp... (co i tak nie wystarcza i opóźnienia są coraz większe)

Czy na jakiś czas rzucić to wszystko i jak najwięcej zarobić na czarno, żeby nikt mi tego nie zabrał i dopiero poukładawszy sobie jakoś wszystko zacząć spłacać, wtedy już pewnie komorników...

 

Nie wiem już co robić...

Czy ktoś miał podobne myśli do którychkolwiek, o których wspomniałem w tej wiadomości?

Odnośnik do komentarza

Mam podobnie. Kilka lat temu znalazlam swietnie platna prace. Maz zawsze trzymal kase i nie moglam , idac sladem moich kolezanek , chodzic na zakupy, do knajki na obiad itp wiec kiedy okazalo sie ze mam zdolnosc kredytowa, nie moglam sie temu oprzec. Karty kredytowe, kredyty. Sumy niewielkie, ale sporo sie tego nazbieralo. Teraz mam na glowie komornikow. Jeden juz splacony, trzy sprawy w toku, czekam na kolejne. A wszystko przez to , ze stracilam prace. Teraz pracuje, zarabiam powyzej sredniej krajowej,ale moj maz niestety coraz bardziej..nie moze znalezc pracy....koszmar. nie potrafie cieszyc sie niczym. Codzien stres ze przyjdzie listonosz z kolejnym zajeciem, maz robi mi awantury ( nie dziwie mu sie, nie wiedzial o zadnym zaciagnietym przeze mnie dlugu). Pograzam sie coraz bardziej. Nie wiem jak zyc . Kazdy dzien to pasmo leku i niepewnosci.

Odnośnik do komentarza

Hmm... Niedużo odpowiedzi... Może to dlatego, że dokładnie nie opisałem o co mi chodzi. Trudno w całym tym mętliku z głowy opisać to kiedy wciąż przelatują inne myśli i przypominają się różne stany i uczucia. Najważniejszego jednak nie wspomniałem, że prowadzę własną działalność. Bo w sumie to nawet nie telefony i listy z banku przerażają mnie tak jak to opisałem. To jest nic. Najgorsze jest to, że cała ta spirala finansowa zaczęła wpływać oczywiście na wywiązywanie się wobec kontrahentów... Najpierw niezauważalnie, powoli, no i coraz bardziej. Aż teraz mam na sumieniu ludzi, w oczach któych jestem oszustem... A ja nawet nie wiem kiedy do tego doszło...

Odnośnik do komentarza

Wiesz co? / nie jesteś jedynym osobnikiem z takimi problemami.

 

Ja mógłbym na tym temacie zrobić doktorat a wykładając problem pomóc w kilku fakultetach osobom zainteresowanym.

 

Mój problem przestał istnieć bo przestałem się nim interesować i upadł bo nie znalazł zainteresowania u innych.

 

Ogólny problem jaki możesz tu spotkać to taki ze wielu umie pływać ale tyle samo nie skoczy do wody widząc ze toniesz bo niby po co?.... skoro się topisz musisz mieć powody by zniknąć z tego świata.

 

Musisz sobie uświadomić że nagle stałeś się cząstką puzzla który szukając swojego obrazka nie znajduje dla siebie miejsca w tej całej układance..

 

Zawsze możesz tu wpaść i się wypłakać . Nigdy nie zobaczysz ile ludzi choruje do póki nie odwiedzisz szpitala, ilu umiera nie odwiedzając cmentarza i ilu ma podobne kłopoty co ty nie odwiedzając tego forum.

A gdzie ludziom dobrze?.... na pewno wszędzie wokół ciebie i to boli .......prawda?.

Odnośnik do komentarza

Ja podobnie jak Włodek, przestałem się tym martwić na 100%,

owszem uważam, że to ważne, że wiem iż nie powinienem dopuścić do takiej sytuacji. Wiem również, że nie mogę się załamać i zamartwiać.

Trzeba ścisnąć pośladki i iść do przodu. Fakt, jest trudno, ale wiem, że jak dalej będę robił, tak jak robię, to za jakiś czas będzie lepiej. Sam fakt, że z mojej pętli wychodzę (na przestrzeni roku), duży krok do przodu, dodaje mi sił.

Musisz zdać sobie sprawę, z tego, że wyjście z długów, nie będzie takie krótkie jak ich zaciąganie.

Hop, siup i kredycik, hop siup- następny.

Teraz, to powoli trzeba spłacić. Sam mam komornika i zobowiązania wobec innych banków, ale moja "operatywność" daje nadzieję, że jeszcze rok/dwa i będzie luuuuziik. A wtedy ja będę inaczej rozmawiał z bankiem, który zadzwoni do mnie z super ofertą;-)

 

Tak więc, nie załamuj się, działaj. Szukaj lepszej pracy lub rozszerz swoją firmę o kolejny profil.

Nie bój się odbierać telefonów, może zmień numer?

I przed kolejną pożyczką zastanówmy się wspólnie, czy mi jest potrzebna i czy dam radę ją spłacać jak stracę pracę (albo mniej zacznę zarabiać)

 

 

3maj się

Odnośnik do komentarza

jestem w podobnej sytuacji. Pętla kredytowa zaciska się coraz mocniej i nie widać żadnego wyjścia. Starałam się spłacać raty w terminie pożyczając pieniądze w tzw."chwilówkach" i teraz nie dość, że nie mam pieniędzy na spłaty kredytów to doszły kłopoty ze spłatą chwilówek. Wszystkie pieniądze jakie mam zanoszę do banków , a i tak jest za mało, w tej chwili brakuje mi pieniędzy nawet na chleb i co mogę zrobić?. Czy nie ma nikogo kto mógłby mi pomóc?

Odnośnik do komentarza

A ja właśnie siedzę i ryczę... komornik wpadł mi do domu i .... mąż chce rozwodu. Do poniedziałku mam się wyprowadzić... Jest super... A najbardziej wkurzają mnie porady typu "poproś rodzinę o pomoc"... A jak się nie ma rodziny? Mamusi tatusia i całej reszty? A mąż z rodziną ma Cię za zakałę i karę bożą.... Może kiedyś się podniosę i będę mogła powiedzieć że też mi to wszystko wisi ale teraz to siedze i pale fajeczkę z diabłem...

Odnośnik do komentarza
A ja właśnie siedzę i ryczę... komornik wpadł mi do domu i .... mąż chce rozwodu. Do poniedziałku mam się wyprowadzić... Jest super... A najbardziej wkurzają mnie porady typu "poproś rodzinę o pomoc"... A jak się nie ma rodziny? Mamusi tatusia i całej reszty? A mąż z rodziną ma Cię za zakałę i karę bożą.... Może kiedyś się podniosę i będę mogła powiedzieć że też mi to wszystko wisi ale teraz to siedze i pale fajeczkę z diabłem...

 

No trzeba sie wyryczeć ale jak długo? Jeśli powiedział, że masz się wyprowadzić, to albo uległ złym emocjom, albo...

Co mu to da, że masz się wyprowadzić? Kredyty zaciągałaś będąc żoną (macie intercyzę)? Jeśli tak i nie macie intercyzy, to i jego dotyczy problem Twoich długów. Jeśli jest inaczej - kredyty nie były brane jak jesteście małżeństwem albo macie intercyzę, to wnioskuję, że Twój facet, dość lekko podszedł do sakramentu małżeństwa (na dobre i złe, itd).

Ok, co w Waszej sytuacji bym zrobił (i zrobiłem).

Na swoją rodzinę w podobnej sytuacji też nie mogłem liczyć.

Trzeba usiąść, karteczka - długopis i piszemy. Co, ile, kiedy, komu.

Podliczyć ile zostanie po potrąceniu komorniczym. Tą częścią ratować zagrożone kredyty. Jeśli macie dobrze płatną pracę, to zastanówcie się nad tematem hipoteki (użyczeniu i czyszczeniu BIK, wielokrotnie wałkowane na tym forum).

Jesli nie macie pracy, to zacznijcie jej szukać. Jeśli macie słabo płatną pracę, to czas szukać kolejnej.

 

Może piszę zbyt łatwo, ale ja to przerabiałem. Najłatwiej myślałem, że pomoże mi rodzina, ktoś bliski. A tu ZONK. Jak brałem kredyty, to sam, więc sam się z tego bagna wyciągam. Nawet to mi jest teraz na rękę, bo nie czuję "oddechu" tych, do których zwróciłem się o pomoc.

 

Zmieniłem pracę, zacząłem dorabiać dodatkowo. Z komornikiem da się żyć.

Najważniejsze jest zdrowie. Dopóki jest, to cieszcze się z tego. Jesli nie ma, to hm...tego nie przerabiałem.

Nie myślcie tylko na czarno.

Niestety, za swoje błędy "płacę" ustawowo wysokie odsetki i nauczyło mnie to już wielu rzeczy.

 

ps. i nie bierzcie tzw "chwilówek", bo to nie zmieni sytuacji. Chwilówki, są dla tych, co jeszcze nie trafili na to forum.

Odnośnik do komentarza

Policz ile jestes winna i oblicz ile masz....

 

Ryczeć sobie mozesz ale najlepiej jak zliczysz wszystko do kupy. Twoj facet jak tak gada to raczej bardziej liczy na bezproblemowe rozstanie niz na to ze jego odejscie cos zmieni...

 

Mozesz wykolować komorników ....ale pamietaj...musisz pracowac i to nie na czarno .... bo kiedys skonczysz 65 lat czy te sławetne 67 i bedzie czas na emeryture...i co?.....

 

Lata bezskladkowe to grosze w swiadczeniach a moze i nawet ich brak.

Odnośnik do komentarza

Jak sobie poradzić?

 

Może złamię wszelkie kanony, ale mam swoją zasadę. Zasadę "obojętności". Długów narobiłem sobie przez głupotę własną, wspomaganą przez politykę chętnego udzielania kredytów oraz nieszczęśliwego splotu okoliczności. Aktualnie moje długi zostały już sprzedane firmom windykacyjnym, jedna z nich przekazała sprawę komornikowi. Czekam na zapowiedzianą przez niego wizytę terenową celem zajęcia ruchomości.

Tak w skrócie wygląda moja historia. A wspomniana "zasada"? Kiedyś nie do pomyślenia było, abym zalegał ze spłata raty. Potem telefony, groźby wypowiadania umów. Z perspektywy czasu żałuję, że właśnie tyle zdrowia kosztowało mnie to przejmowanie się. Od myślenia długów mi nie ubyło, sytuacja byłaby taka sama, gdybym w ogóle się tym nie interesował. "Let it be"- póki co, wobec braku akceptacji ratalnej spłaty zadłużenia (raczej symbolicznej spłaty, nieco więcej niż odsetki, więc długofalowej), pozostaje mi oczekiwać na działania komornika, który też sobie na podstawie kilku informacji wyrobił zdanie na temat całej mojej osoby, rodziny i sposobu postepowania.

Owszem, perspektyw na wyjście z długów nie mam dużo. Jeśli nie wygram w lotto, to raczej do końca życia mogę liczyć się z windykacją. Powoli się z tym pogodziłem, że tak się życie potoczyło, staram się tym nie przejmować ponad konieczną dozę nerwów (daleko mi do beztroski). Łatwiej mi, jestem samotnikiem, bez rodziny, więc skutki błedów z przeszłości dotyczyć będą tylko mnie ( w uogólnieniu).

To jest mój sposób, choć często mam też swoje momenty słabości.

Odnośnik do komentarza

Moi drodzy!

 

Osobiście sama nie mam żadnych długów, zobowiązań finansowych, moi rodzice mają.

Zabrali sie za coś o czym nie mieli pojęcia i siedzą na dnie najbłębszego oceanu!

 

Jestem z natury wrażliwą osobą, dlatego psychicznie strasznie mnie to przytłacza.

Również przepłakałam wiele wieczorów, by chyba przyzwyczaić się do świadomości tej całej abstrakcji.

Mam 30 lat, ciężko pracuję i cieszy mnie to do czego doszłam.

Mam marzenia, cele....nie mogę tego porzucić, zrezygnować i dokładać się do długów rodziców, bo wtedy do niczego nie dojdę.

Dopiero zaczynam, rozwijam swoje skrzydła, mogę liczyć tylko na siebie.

Smutno mi kiedy widzę moich znajomych, którzy mają wsparcie ze strony rodziny.

Ja nigdy nie miałam, ale może dzięki temu jestem silną i odpowiedzialną osobą.

 

Zadłużony0, muszę Ci powiedzieć, że zachowujesz się jak moja mama, ona też normalnie nie myśli,

dla niej wszystko jest ' eee tam, nic sie nie stało, to nie jest nic' , układ wartościowy jest u niej totalnie zdeformowany.

Również nie odbiera telefonów albo często ma wyłączony.

Powiedziałam jej by miała nowy numer tylko dla mnie i siostry.

 

U rodziców jest już tak żle ,że zgodzili się na przejęcie pałeczki i pomoc.

Dlatego co zrobie to dobry plan!

 

Najpierw wywiad środowiskowy od strony prawnej co moge czego nie.

Dlatego też znalazłam sie na tym forum.

Wczwśniej, przez jednego z uczestników wspomniany długopis i karteczka z wyszczególnieniem co, ile ,komu?

Poszukanie nowej pracy dla mamy, by chociaż na codzienność starczyło.

(tata jest niestety alkoholikiem z charakterkiem, dlatego praca dla niego nie zda egzaminu niestety)

 

Myślę, że w sytuacji 'zadłużonego', musicie sobie zadać pytanie- dlaczego chcę żyć? co jest dla mnie ważne?

Z obserwacji mojej mamy widzę, że do checi życia napędza ją jej mała wnuczka!

Wychodzenie z długów będzie długą monotonna drogą, ale systematyka i solidna organizacja dadzą sukces!

 

Sufkazet! uszy do góry!

Zobacz, u Ciebie nastąpiły dwie tragedie, ale spójż na to z innej strony...

Czy Twoje małżeństwo było udane? Czy czułaś się w nim szczęśliwa i kochana przez męża?

Czasami muszą sie stać straszne rzeczy by decyzja została podjęta, my sami z powodu lęku nigdybyśmy tego nie zrobili.

We wszystkim jest przyczyna, nie od razu ją widać, ale jak będziemy bacznie obserwować nasze życie to ją zobaczymy.

Musimy zauważać rzeczy, które jednak robią nasze życie tak na prawdę pieknym, już ktoś tu wcześniej wspomniał- zdrowie, ono jest najważniejsze.

Fakt, że możemy chodzić, mamy dwie ręce, wasze dzieci nie potrzebują specjalnej opieki...

 

Postarać się to wszystko zobaczyć...

 

Konkluzja:Musimy mieć obrany kierunek, zrobić dobry plan i dążyć do niego- to da nam siły!

 

życze wszystkim duuuuużo powodzenia i wytrwałości!

i sobie też:)

Odnośnik do komentarza

Jak żyć ? Nie da się żyć normalnie. Gdy wynagrodzenie nie wystarcza na spłacanie zadłużenia - tzn część długów jest spłacanych a inne czekają w kolejce, to wówczas komornik dokonuje zajętości ruchomości, nieruchomości .... Bez samochodu można żyć, ale gdy mieszkanie idzie na licytację, to jak później żyć ? Gdzie mieszkać ? Mi już nawet prochy nie pomagają. Pozostało tylko czekać co będzie i jak będzie ...

Odnośnik do komentarza

Cześć, Witajcie wszyscy zadłużeni w beznadziei...

Jestem z Wami, ale myślę, że jeszcze rok i złapię trochę oddechu. tez mam długi, długi i jeszcze raz długi,

ale spokojnie bez emocji,pomału wszyscy damy radę.. zobaczycie.

Trzeba myśleć pozytywnie, odganiać złe myśli. Ktoś z Was pomyśli, jakaś ściema, ale przekonacie się, że pozytywne myślenie potrafi wiele zdziałać. Ktoś napisał, że zmiana numeru jest dobra, tak właśnie zrobiłam i wierzcie mi, łatwiej się żyje, a przez to lepiej funkcjonuje psychicznie. Windykatorzy też ludzie, wykonują pracę tak jak my, zarabiają w ten sposób na życie, tak jak urzędnik, fizyczny, robotnik, dyrektor, lekarz itd. może to głupie porównanie, ale z windykatorami, trzeba rozmawiać z podniesioną głową to działa. Kiedyś odebrałam telefon z jednego banku, kobitka zaczęła mi gadać, że kredyt to, łatwo się brało, więc teraz trzeba spłacać. Przecież głupia nie jestem i wiem, że trzeba, ale to graniczy z cudem przynajmniej u mnie żeby w danym miesiącu spłacać wszystkie, więc łatam, ale co tam z kobitką, gada i gada, ja słucham, w końcu zapytałam jej: Chciałam Panią zapytać, czy Pani swoją pracę wykonuje za karę... głupio jej się zrobiło i tyle. Byłam dumna z siebie, że choć raz byłam górą choć przez jedną małą chwilkę.

Fajnie brało się kredyty wiem, teraz ja i Ty i wszyscy nam podobni, ponosimy tego konsekwencje. Też jestem zła na siebie i czasami na cały świat, szczególnie w dniu kiedy biorę wypłatę (tak jak dziś, zrobiłam kilka przelewów bankowych z 2200 zł i zostawiłam 300 zł na życie). Nie wszystkie raty popłacone, ale myślę optymistycznie, że dam radę, jestem twardą babą, mąż mnie nie wspiera, ale mi nie przeszkadza, już nawet nie komentuje kopert z banków. Myślę, że przeszedł nad tym do porządku dziennego.

Musimy ciężko pracować, każdy przecież na pewno ma jakieś zdolności, które może wykorzystać. Pomyślcie choć trochę. Damy radę zobaczycie.

Pozdrawiam Bożena

Odnośnik do komentarza

Brało się kredyty bo je "na siłę nam dawali"

 

Potem się opanowali mając rękę w nocniku. Zatem mocno ograniczyli przyznawalność i znów ich ręką była w tym samym naczyniu.

 

Gdyby nie te ich "zdolności kredytowe" dziś wielu miało by długi z głowy a oni zwrot kasy.

 

A tak mają co robić komornicy choć ściągalność długów to zaledwie 49% .

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich ! Piotrek,22 lata, akutalnie Londyn. Postanowilem odpisac po tym jak przeczytalem wszystkie wasze posty i doszedlem do wniosku ze jeszcze nie jest ze mna tak zle. Z grubsza wam zarysuje moja sytuacje...

 

Rok 2008 jest rokiem, w ktorym podpisalem wszystkie te wyroki na siebie...a zaczelo sie bardzo niewinnie. Mialem swietnie platna prace(10 000 zl na czysto) za granica. Biznes krecil sie swietnie, nic nie zapowiadalo konca pracy, wysoka produkcja itp. Zylo sie bardzo dobrze i lekko...moglem sobie pozwolic praktycznie na wiekszosc rzeczy. Mimo jak widzicie wysokich zarobkow zylem doslownie z miesiaca na miesiac, co rusz to zmieniajac telefony, kupujac gedzety elektroniczne itp. Nie wyobrazalem sobie nawet konca tego co mialo nadejsc...W maju roku 2008 zadzwonili do mnie z banku w celu udzielenia kredytu (nigdy wczesniej nie pomyslalem ze moglbym kredyt wziasc,bo mamy w rodzinie zle doswiadczenia z powodu zadluzenia ojca - juz dawno poregulowana,ale zadra byla), wiec po wstepnej rozmowie i prozpozycji udzielenia 5tys zl kredytu na probe...powiedzialem...hmmmm no czemu nie...na nastepny dzien wyrok czekal na podpis....wrocilem z urlopu do pracy i myslalem ze fajnie tak sobie dostawac gotowke od tak...przeciez zarabiam 10000 zl to co za problem nawet wziasc cos wiekszego i kupic sobie auto...wlasciwie to nie mialem takiego zamiaru ale kumple z pracy (zadluzeni po gacie) namowili mnie - wez kredyt kup autp...zaznaczam ze juz wtedy mialem coreczke w drodze, nie wiem dlaczego sie skusilem jak idiota...bezmyslnie...bez usprawiedliwienia...Wzialem kredyt 30tys zl na zakup auta....dali bez wahania....ale przez noc dlugo myslalem czy slusznie robie...lecz ciagle w podswiadomosci przemawialo do mnie zadluzenie ojca, obietnice ktore zlozylem sobie ze nigdy nic nie wezme na raty, no ale z drugiej strony przeciez zarabiam tyle kasy, wiec w czym problem...splace w rok i po ptakach...wzialem kredyt, wtopilem kase w auto(okazalo sie wadliwe) reszte wydalem...nie wiem na co !! nie pytajcie bo nie wiem...po prostu frywolne zycie...lekkoduch i cala para do przodu...moja narzeczona ciagle mi odradzala kredytow, wiele klotni, placzu, ale ja jestem uparty , do mnie nawet Bog nie jest w stanie przemowic jak sie na cos upre...wszyscy mi dookola odradzali...tylko kumple z pracy zapewniali jak to jest pieknie w dzisiejszych czasach....dalej nie bylo zle...raty spalcalem na biezaco, kasy zostawalo...ale pozniej jak urodzila sie coreczka doszly dodatkowe wydatki...dziewczyna nalegala aby nie kupowac wszystkiego co najdrozsze ale ja doslownie nalegalem aby kupowac najlepsze rzeczy...tego akurat nie zaluje bo dla mojej niuni chce wszystko co najlepsze....i jakos w pazdzierniku zabraklo gotwkie,wiec co - wiedzialem gdzie daja do raczki z pocalowaniem i ile chce...poszedlem lyknac kredyt na 10.000zl - dali od reki...kasa poszla to tu to tam....jakos sie rozeszla bynajmniej...przyszedl grudzien...i wlasnie 8grudnia powalajaca informacja!! Koniec pracy, cala produkcja idzie na Chiny !!! DOSLOWNIE LUDZIE !!! Az mi sie nogi ugiely....szok...nigdy bym w to nie uwierzyl...trzymali to w tajemnicy az do konca....doslownie dranie Norweskie....nom ale nic...zyc dalej trzeba...

 

worcilem do kraju z podniesionym czolem i postanowilem sobie ze odpoczne troche(jak sie okazalo odpoczywalem do konca lutego 2009) a w styczniu tego roku wzialem jeszcze jeden kredyt na 12.000 zl...i obiecalem sobie ze to juz ostatni !!! do tego jakos w miedzyczasie doszly 2 kredyty ratalne - laptop + sprzet rtv (w sumie wszystko na 10tys zl) na poczatku marca przyjechalem tutaj do Londynu(gdzie obecnie sie znajduje). Wszystko regularnie splacalem do kwietnia wlacznie tego roku. Zero opoznien, ANI DNIA. Pozniej okazalo sie, ze nie jest tak slodko....musialem ucikac od zaplat bo po prostu by nie starczylo na zycie...Nie bylo slodko...dziewczyna i coreczka mieszkaja z rodzicami w Polsce, ja tutaj z ojcem...jakos od czerwca zlapalem stala robote i zrobilem licenje ochroniarska...mam zarobki w przedziale ok 1300-1500 funtow na miesiac, ale po oplatach i wszystkich kosztach zostaje mi ok 200 funtow wolnych zrodkow(na kredyty) a to niestety nie za wiele bo w sumie musze miec ok 2000 zl aby wszystko oplacac jak nalezy (telefony,kredyty, raty). Zostalo mi jakos 40tys zl wszystkiego do splaty, niebawem dostane ok 10000 zl zwrotu podatkowego za norwegii, to od razu wplace do banku....

 

Bank niedawno skierowal sprawe do windykacji, kontaktowali sie ze mna ale bardzo predko zmiekli jak przedstawilem im swoje prawa i zarzucilem im naduzycie mojej prywatnosci, bliskich oraz nacisk psychiczny - kobieta panicznie sie rozlaczyla pod pretekstem "Prosze Pana,nie bedziemy w ten sposob rozmawiac." , a ja jej odpowiedzialem : "Jesli zabiega Pani o kontakt z kims, prosze sie kolejnym razem dokladnie przygotowac na rozmowe, bo niekiedy po drugiej stronie sluchawki siedzi osoba mniej prozaiczna niz Pani".

 

Windykatorzy sa od naciskania i ponaglania, to jest swego rodzaju "umiesniony dres z lancuchami" , ktory ma Cie nekac abys na wszelkie mozliwe sposoby splacil dlug. Z bankiem jest tego typu roznica ,ze chroni nas prawo i mamy prawo sie od wszystkiego odwolac - to nie czasy Hitlera,czy Stalina. Windykacja liczy na slabosc dluznika,niezajmomosc przepisow oraz przekaz podprogowy. Nie dajscie sie zwiesc...

 

Wracajac do tematu...zaraz po niedzieli wysylam do banku wniosek o ugode i zmiane warunkow kreydtowania( Jest taka mozliwosc i ma ja kazdy zadluzony a obowiazkiem banku jest na wniosek odpowiedziec, niezaleznie od rezultatu). Bede prosil o rozlozenie na wiecej rat, polaczenie ich oraz zmiane stawki ratalnej ( Zaznaczam ze bank w ktorym jestem zadluzony to MultiBank, oddzial BREbanku).

 

We wniosku postaram sie zawrzec wszystko co wywolalo obecna trudna sytuacje, kryzys, a wlasciwie brak jego wczesniejszych symptomow oraz przedewszystkim chec wplacania srodkow do banku. Uwierzcie mi, ze dla banku tez jest na reke jak sie wplaca bezposrednio gotowke, nizeli musi czekac co mu komornik przekaze, a czesto gesto sprawy ciagna sie latami (brak dochodow,wlasnego lokum, dobr majatkowych),a za takie sumy bardzo rzadko trafia sie za kratki,szczegolnie w moim przypadku kiedy nigdy w zyciu nie bylem karany....

 

Mam nadzieje ze bank zrozumie moja traume i wykaze sie "ludzkim sumieniem". Bede was informowal na biezaco o moich postepach

 

PAMIETAJCIE !!! Z KAZDEJ SYTUACJI JEST WYJSCIE, SMIERC NIGDY NIE ROZWIAZUJE PROBLEMU !!! POZOSTAWIA GO W REKACH INNYCH !!!

Musimy trzymac sie razem,bledy z przeszlosci, znajda rozwiazanie w przyszlosci....Pozdrawiam i zycze pogody ducha !

Odnośnik do komentarza

Zadlużony0 rozumiem cię doskonale. Nie odbieram nieznanych telefonów, boję się wyjść jak ktoś stoi przy furtce - słowem koszmar. Nic mnie nie cieszy, ciągle płaczę, czuję że siada mi psychika. Nawet myślę o samobójstwie, bo liczę na to że mąż dostałby odszkodowanie, dziecko rentę i może powoli wyjdą na prostą. To ja wplątałam nas w tą chorą sytuację i nie potrafię sobie tego wybaczyć. Najgorsze jednak jest to że nie wiem jak wyjść z długów. Braliśmy kredyt na spłatę kredytu i kolejny żeby spłacić poprzedni i tak dalej. A dzisiaj zastanawiam się którą ratę lepiej zapłacić, a może lepiej rachunki, nie może jednak zakupy zrobię bo nie ma co jeść..... Jaka ja jestem beznadziejna!!!!

Odnośnik do komentarza

Nie becz i nie opowiadaj głupot .....

 

Napisz o tym co cie gniecie a nie pisz że nie możesz tylko oddychać. Tak tu maja prawie wszyscy.

 

Jak ci doradzić jak zamiast o konkretach bajdurzysz o polisie ubezpieczeniowej.

 

Pomyśl ze inni być może mają gorzej?.

Odnośnik do komentarza
Zadlużony0 rozumiem cię doskonale. Nie odbieram nieznanych telefonów, boję się wyjść jak ktoś stoi przy furtce - słowem koszmar. Nic mnie nie cieszy, ciągle płaczę, czuję że siada mi psychika. Nawet myślę o samobójstwie, bo liczę na to że mąż dostałby odszkodowanie, dziecko rentę i może powoli wyjdą na prostą. To ja wplątałam nas w tą chorą sytuację i nie potrafię sobie tego wybaczyć. Najgorsze jednak jest to że nie wiem jak wyjść z długów. Braliśmy kredyt na spłatę kredytu i kolejny żeby spłacić poprzedni i tak dalej. A dzisiaj zastanawiam się którą ratę lepiej zapłacić, a może lepiej rachunki, nie może jednak zakupy zrobię bo nie ma co jeść..... Jaka ja jestem beznadziejna!!!!

 

 

halo, halo!???

jake samobójstwo? Ludzie, zerknijcie na umowę kredytową i ubezpieczenie (jeśli jest).

Jeśli myślicie, że samobójstwo odmieni życie innym, to jesteście w błędzie! Wpędzicie swoją rodzinę w jeszcze wieksze bagno.

Pominę bagno psychiczne, to temat na inne forum/ inną stronę internetową. Skupię się na bagnie "fizycznym":

 

- samobójstwo, przekreśla uzyskanie ubezpieczenie w 99%. Jeśli nawet rodzina wynajmie prawnika (pytanie z czego?), to banki, skoro nie chciały się ułożyć z dłużnikiem jak żył, to tym bardziej nie zrobią tego z kimś innym, jak dłużnika nie ma

- w warunkach ubezpieczenie są podane przypadki przekreślające uzyskanie odszkodowania (myślę, że aż 99% jest tam samobójstwo)

- jak rodzina by miała starać się o odszkodowanie, skoro dowiaduje się o kłopotach finansowych "pod koniec żywtności" dłużnika, albo w ogóle dpiero po jego śmierci

- a jak się już dowie, to "ciężar" kredytu spadnie na nich, jak nie na nich to na dalszą rodzinę, jak nie na dalszą rodzinę, to na dzieci. Każdy bez wyjątku powinien odrzucić spadek (no chyba, ze jest większy niż długi, ale kto to sprawdzi bez akceptacji spadku?), a dzieci w osiągnieciu 18 roku życia, Kto to wszystko upilnuje? Tyle ile masz rodziny, to o tylu członków powiększych im problemy!

- kolejna rzecz, samobójstwo - komu zrobi dobrze? komu? Jeśli chcesz się wyzwolić z zapaści psychicznej, to wyjdź zza komputera, spacer, pobiegaj etc. Jak nie masz na to ochoty, to idź do wc i zrzygaj się (powtórz czynność) i się połóż. Może na drugi dzień obudzisz się z wizją, że jednak potrafisz ruszyć d....pę i poszukać jakiejś pracy. Co masz do stracenia? Leżenie, narzekanie, lament nic tu nie wskórają! Trzeba coś zrobić. I tu jest kłopot ...się nie chce, zrezygnowałem, bo pytałem się już 50 razy o pracę, nigdzie mnie nie chcą itp. Zapytaj kolejne 50 razy. ... Ok, zrozumiem, jest dół, ale po jaką cholerę wpędzać w ten dół rodzine!? Dół nie trwa wiecznie, minie, ale trzeba sobie pomóc!

 

Podsumowując - wg mnie, ten wątek nie ma służyć temu, że samobójstwo, jest rozwiązaniem problemów psychicznych! Warto tu poszukać odpowiedzi i opisów ludzi, którzy zacisneli zęby i wcześniej czy później poradzili sobie!

Pisałem również ja - było naprawdę krucho ze mną! I co ? żyję, zmieniłem pracę, spłacam długi, śmieję się podczas wizyty u komornika, chodzę spać. Wiem, że brakuje mi do normalności, ale jak przestanę wierzyć w to, co już zrobiłem, rozłożę ręcę..to faktycznie pójdę się zrzygać.

 

ufff....

peace;-)

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...