Skocz do zawartości

(ku przestrodze) Mbank - żenująca obsługa


kredytobiorca209

Rekomendowane odpowiedzi

W lipcu minęły 4 lata, odkąd jestem klientem mBanku (żona nieco krócej), a w międzyczasie postanowiliśmy wziąć kredyt na mieszkanie. Wybór padł na mBank – przystępny i internetowy… „nasz”. Zaczęło się w palcówce mBanku w Szczecinie, gdzie omówiliśmy ogólne założenia kredytu i pobraliśmy dokumenty do wypełnienia przez zakład pracy itp.

- zaświadczenie o zarobkach które nam dano, posiadało rubryki „netto” i „brutto” (niepotrzebne skreślić). Osoba wypełniająca zaświadczenie w zakładzie pracy, wybrała „brutto”. Po dostarczeniu dokumentu do mBanku, okazało się, że nie może być brutto, musi być NETTO (?!...). Po co w takim razie wybór, skoro jest tylko jedna właściwa opcja?! – żenada. Konieczne było nowe zaświadczenie.

- następnie – pytano nas czy chcemy koszty uruchomienia wliczyć w kredyt czy nie. Wygodniej nam było nie wliczać, co zostało zaznaczone w dokumentach. Dwa dni po dostarczeniu drugiego zaświadczenia (tego netto) o zarobkach, dzwonią do nas z mBanku i mówią że konieczna jest nasza wizyta w placówce bo nie podpisaliśmy jednego z dokumentów. Jedziemy zatem, a na miejscu okazuje się, że chodzi o dokumenty – wliczyć koszty udzielenia kredytu w kredyt (?!)… a przecież pytano nas wcześniej – nie chcieliśmy nic wliczać w kredyt! – żenada.

- nieco później – kolejny telefon – pracowniczka popełniła błąd w dokumentach – dokumenty trzeba sporządzić/podpisać na nowo - jedziemy podpisać drugi raz te same dokumenty – TRZECIA BEZSENSOWNA WIZYTA W MBANKU. Każdy może się pomylić, ale biorąc pod uwagę wcześniejsze podejście do nas, wypadałoby wykazać minimum rzetelności.

Do terminu kiedy kredyt musi być uruchomiony zostają nam 2 tygodnie – w mBanku mówią, że spokojnie za tydzień będzie decyzja, podpiszemy umowę i uruchomimy kredyt. Czekamy 9 dni i zaczynamy się niepokoić, czekamy 11 dni i nic - telefon milczy, a czas ucieka. W końcu żona dzwoni i pyta - co się dzieje? – w odpowiedzi słyszy, że: „…sezon urlopowy…”, „korki w Warszawie…”(?!) – trzeba czekać (?!!) . Jesteśmy już (szczególnie żona) poruszeni tą żenującą sytuacją. Dzwonię zatem i bardziej stanowczo domagam się konkretów. Okazuje się, że nagle urlopy w Warszawie się skończyły, a korki znikły i „już” jutro możemy podpisać i uruchomić kredyt. Zjawiamy się zatem (mamy jeszcze 2 dni na uruchomienia kredytu) , czytamy umowę – w umowie zauważam pewną nieścisłość – drugi pracownik mBanku przygląda się wnikliwiej i stwierdza, że jest to błąd, który wymaga sporządzenie nowej umowy (!!!) … nie poddajemy się czytamy dalej - pytamy o niejasne dla nas kwestie – słyszymy od drugiego pracownika mBanku że: „ to ma związek z dalszą częścią umowy i tam dalej jest wyjaśnione, ale nie chce mu się tego szukać „ (!?)… Później słyszymy, że wszystko szybko się poprawi i „już” jutro będzie można podpisać umowę…

Dzień jak i całą nerwową przygodę z mBankiem moja żona (wcześniej czująca się doskonale) zakończyła w szpitalu z zagrożeniem ciąży.

Całą sytuację oceniam jako wielce żenującą – brak rzetelności, profesjonalizmu i poważnego podejścia do sprawy. W mBanku nie szanowano naszego czasu, naszych nerwów a w konsekwencji – zdrowia naszej rodziny. Całe szczęście, że przezornie mieliśmy inny bank w zanadrzu, w którym wszystko odbyło normalnie, poważnie (mimo okresu urlopowego i korków w Warszawie) i bez kpin. Jeżeli tak wygląda zaangażowanie pracowników mBanku, gdy starają się złowić klienta, to jak musi wyglądać, gdy mają go już w garści? Zona i ja, na szczęście nigdy się tego nie dowiemy. Zdecydowanie odradzam, każdemu komplet przeżyć jakimi uraczył nas mBank.

Odnośnik do komentarza

Powinienen Pan wrzucić to też na forum mBanku, niech sobie inni zachwyceni mBankiem poczytają.

Swoją drogą, niekompetencja ludzi w bankach jest tragiczna...sam to przeszedłem 2 miesiące temu.

 

Pozdrawiam

MS

Odnośnik do komentarza

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...